Jechałam rano wolno ulicą szukając miejsca do zaparkowania. Znalazłam. Dokładnie w miejscu, gdzie przy oknie wystawowym stała kobieta z dwoma chłopcami.
Widok był straszny. Kobieta stała bezradnie i patrzyła na starszego syna, ok. 16-lat. Stał wykręcony w jakimś skurczu, pochylony do przodu, ręce i dłonie wykręcone spastycznie do tyłu, głowa przekręcona w bok, twarz wykrzywiona, oczy nieprzytomne. Obok stał ok. 10-letni drugi syn trzymając siatki.
Wysiadłam z samochodu. Podeszłam do kobiety i zapytałam czy mogę jakoś pomóc. Powiedziała, że chyba nie. Początkowo myślałam, że odwiozę ich do domu albo gdzie trzeba. Zapytałam co się stało. Matka odpowiedziała, że właśnie odebrała syna ze szpitala. Tak go wypuścili. Dwa dni wcześniej najadł się jakichś psychotropów. Pogotowie, które wezwali, stwierdziło że chłopak nie ma 18-tu lat, więc mają go zawieźć do szpitala dziecięcego i pojechali. Kiedy rodzice dotarli z synem do dziecięcego było już za późno na płukanie żołądka, więc lekarze zastosowali kroplówki przez dwa dni. Trzeciego dnia, już bez podania kroplówek, kazali zabrać chłopaka do domu. Powiedzieli, że samo przejdzie. Matka dziecko zabrała i w drodze do domu dostał jakiegoś skurczu, porażenia i tak stała bezradnie.
Pomyślałam,że może przeciwskurczowa coś by pomogła. Powiedziałam matce, że nauczyłam się specjalnej terapii, żeby móc pomagać chorej córce i zapytałam czy mogę zrobić kilka delikatnych ruchów na plecach chłopca. Kobieta kiwnęła głową. Przytrzymałam kolanami torebkę, którą miałam w ręce i tak jak mogłam, przez koszulkę wykonałam 4 ruchy na wykrzywionym ciele chłopca. Wzięłam ponownie torebkę do ręki. W ciągu minuty chłopiec wyprostował się, ręce wróciły na swoje miejsce, twarz opuścił wykrzywiający skurcz, oczy zrobiły się przytomniejsze. Matka powiedziała, że może teraz da radę usiąść. Chłopak usiadł na parapecie okna.
Powiedziałam, że idę teraz załatwić swoje sprawy i wrócę za 5 minut.
Kiedy wróciłam chłopak nadal siedział. Wyglądał zdecydowanie lepiej. Zaproponowałam, że mogę ich odwieźć do domu albo gdzie chcą. Matka poprosiła, żeby ich zawieźć do domu. Zrobiłam wolne miejsce na tylnym siedzeniu – miałam tam różności. Zanim podeszłam, żeby im pomóc, chłopak już siedział w samochodzie. Matka usiadła za mną. Mieszkali niedaleko, małego wysłała piechotą. Po drodze opowiedziała mi jeszcze jak kilka lat wcześniej, przez lekarzy, straciła córkę. W lusterku obserwowałam chłopaka. Zaczęłam z nim rozmawiać. Odpowiadał krótko, ale coraz lepiej wyglądał.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce chciałam pomóc im wysiąść. Chłopak wysiadł nim odpięłam pasy, matka za nim. Dała mu do ręki siatki, podziękowali i poszli do domu jakby nigdy nic.
Patrzyłam chwilę za nimi.
Terapeuta – Halina Mayer