To właśnie za przyczyną Ani, a właściwie jej choroby, znalazłam informację o terapii Bowena i zdecydowałam się jej nauczyć, abym mogła chociaż spróbować coś zrobić, kiedy już nie było żadnej nadziei. Jestem więc winna wszystkim, którzy mnie wspierali i wraz ze mną przeżywali chorobę Ani na kolejnych etapach mojej nauki, aby poznali moją pracę z córką i to, co udało nam się osiągnąć.
Naukę Terapii Bowena rozpoczęłam w marcu 2014 roku. Byłam w strasznym stanie psychicznym. Na pytanie instruktora, Theo, jak trafiłam na kurs nie byłam w stanie odpowiedzieć, mimo że wydawało mi się, że się trzymam. Emocje, które mną targały były tak silne, że zamiast odpowiedzi popłynęły łzy. Dostałam chwilę czasu na uspokojenie i powiedziałam, że szukam pomocy dla córki. Rozpoczęłam naukę i już trzeciego dnia kursu, zgodnie z instrukcją Hani, wykonałam pierwszy, malutki zabieg Bowena u Ani. Tak zaczęłam moją pracę przeszło dwa lata temu.
Ania była zdrową, silną dziewczyną.
We wrześniu 2006 roku, na I roku studiów na AWF, ugryzł ją kleszcz. Zauważyła go następnego dnia. Wyciągnęła i jak wszyscy, którym to się przydarzyło, zapomniała o całym zdarzeniu. W grudniu pojawiły się bóle głowy, pieczenia skóry rąk i nóg, dziwne odczucia ciała, tzw. parestezje. Nasilało się to i z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Szybko, prywatnie umówiłam się do neurologa, Pani doktor skojarzyła objawy i zapytała czy może była ukąszona przez kleszcza. Potwierdziłyśmy. Konieczny był szpital i przeprowadzenie badań w kierunku boreliozy. Badania potwierdziły przypuszczenia pani Doktor – borelioza. Ale nie tylko. Badania głowy rezonansem magnetycznym wykazało zmiany demielinizacyjne w mózgu……… Badanie płynu mózgowo – rdzeniowego wykryło prążki oligoklonalne……Padło podejrzenie SM.
Wszystkie terminy były dla mnie odległe niczym lata świetlne. Kiedy zaczęłam czytać i nabierać wiedzy, jasne się stało, że osobno każda z tych chorób to tragedia a obie w zestawie to nawet trudno nazwać. Ania dopiero co skończyła 21 lat………. To nie może być prawda.
Szpital zastosował leczenie boreliozy przez podanie doxycykliny przez 3 tygodnie i zalecił pobyt w szpitalu co pół roku celem obserwacji w kierunku rozwoju SM.
Kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zaczęłam systematycznie „oswajać wroga”, czyli szukać możliwości leczenia. Ponieważ SM było w fazie obserwacji i nie było w tym kierunku żadnych zaleceń ani leczenia, postanowiłam walczyć z wrogiem jawnym czyli boreliozą. Po wszystkich moich analizach wiedziałam, że dotychczasowe leczenie jest dalece niewystarczające i na pewno trzeba je prowadzić dłużej. Kupiłam wielki zapas specyfików w Calivicie. Witaminy, leki na odbudowę osłonek mielinowych i kluczowy Paraprotex – najsilniejszy, naturalny suplement przeciw pasożytniczy. Wg opisu niszczy ponad 900 patogenów, więc i z borelią powinien sobie poradzić. Tyle wymyśliłam. Stosowałyśmy taką kurację przez rok. Objawy grypopodobne, charakterystyczne dla boreliozy, zaczęły ustępować po pół roku. Kontrolne badania w szpitalu wykazały zanik prążków oligoklonalnych i poprawę w obrazie MRI mózgu.
Potem jeszcze dwa razy szpital, cały czas dobrze. Zalecone badanie DNA w kierunku boreliozy dało wynik ujemny. Czyli Ania zdrowa !
Czuła się dobrze. W 2010 skończyła studia na AWF-ie, zaczęła pracować, choć już w czasie studiów zdobyła uprawnienia ratownika WOPR i pracowała na szamotulskiej pływalni.
Koszmar wrócił w 2012 roku. Wtedy pojawiły się na nowo objawy neurologiczne, niedowłady. Tym razem inny szpital. Szybko postawiono diagnozę SM. Boreliozę wykluczono. Dostała solumedrol – lek sterydowy w dużych dawkach dożylnych, który stosuje się u chorych na SM. Po krótkiej poprawie znowu szpital. I znowu. I znowu. Kilka razy pod rząd. Ania coraz gorzej funkcjonowała, była coraz słabsza. Skończyła się umowa o pracę. Nie dostała nowej umowy. Została bez pracy, bez zasiłku. Bez prawa do renty.
W 2013 wszystko na chwilę ucichło, wyszła za mąż. Po kilku miesiącach wróciło. Znowu szpitale miesiąc za miesiącem. Tak kilka razy. Chwila poprawy i nadziei, że tym razem to już ostatni raz.
W styczniu 2014 roku nastąpił silny, powalający atak choroby spowodowany chirurgicznym usunięciem ósemki. Traciła przytomność. Kolejny szpital i sterydy. Ania kolejny raz się podniosła. Ale stawała się powoli coraz słabsza i niezdolna do samodzielnego życia.
Znajomy lekarz zasugerował nam badanie biorezonansem. Zrobiliśmy i okazało się, że to nie jest SM, przy którym upierali się neurolodzy a stara, przewlekła borelioza z całym pakietem koinfekcji.
Rozpoczęliśmy terapię biorezonansową. Do tego Bowen, suplementy, dieta bezglutenowa i bezmleczna, zupa kolagenowa na odbudowę chrząstek zjedzonych przez borelię i sterydy, zioła Buhnera. Wszystko dawało chwilę poprawy i znów pogorszenia. W kolejnym ataku Ania przestała widzieć. Znaleźliśmy neurologa, który zgodził się Anię leczyć, ale pierwsze co usłyszeliśmy, to że nie wie, czy uda się Ani pomóc. Doszły antybiotyki w dużych dawkach, po dwa – trzy jednocześnie. Jeszcze dwa razy szpital i oczywiście diagnoza SM bez żadnej szansy na zmianę leczenia, mimo że przedstawiłam wyniki badań laboratoryjnych, które wykonaliśmy na własną rękę i wskazywały na boreliozę. Miałam również opinię profesora, który zobaczył boreliozę w wynikach innych badań. Za to kolejne naciski na włączenie Ani do programu leczenia SM.
Wszystkie wymienione wcześniej terapie stosujemy do dnia dzisiejszego i będziemy stosować aż do całkowitego wyleczenia Ani.
Już teraz jednak śmiało mogę powiedzieć, że nasza walka została uwieńczona sukcesem! 5 lipca 2016 roku Ania wróciła do pracy. Mało tego – dojeżdża samochodem 60 km w jedną stronę!
Odkąd zaczęliśmy kompleksowe leczenie boreliozy kolejno ustępowały objawy chorobowe. Odbudowały się utracone wcześniej mięśnie i funkcje prawej połowy ciała. Na dzisiaj pozostał pojawiający się czasem niedowład prawej nogi. Jestem jednak przekonana, że i to pokonamy. Ania jest pod stałą, regularną kontrolą neurologiczną i immunologiczną, wszystkie funkcje organizmu wróciły do normy.
Jestem również przekonana, że mimo wielu zastosowanych terapii nie osiągnęlibyśmy takiego sukcesu bez Bowena. Wiele osób w podobnych przypadkach przez całe lata nie osiąga znaczącej poprawy stanu zdrowia.
Robię Ani zabiegi regularnie od przeszło dwóch lat. Wielokrotnie mogłam jej pomóc w bardzo trudnych, nagłych sytuacjach. Jedną z nich opisałam w przypadkach nagłych.
Działanie Bowena wyregulowało i wspomagało pracę całego organizmu i sprawiło, że dobrze znosi trudy terapii. Uwolniło nas również od paraliżującego strachu bo w razie potrzeby „Mama zrobi dwa ruchy i będzie dobrze”.
Życie nas wszystkich, przez chorobę Ani wywrócone do góry nogami, powoli wraca do normy.
Oprócz Ani mogłam pomóc wielu innym ludziom. I nie tylko ludziom.Codziennie składam ręce i dziękuję, że moja droga doprowadziła mnie do Bowena.
Dziękuję moim nauczycielom Theo i Andrew, Hani, która sprowadziła Bowena do Polski i wszystkim, którzy towarzyszyli mi w mojej walce o córkę.