Uruchomić samonaprawę

A. Domańska, Magazyn Sens 07.2013:

„(…) Tech­ni­ka Bo­we­na skład­nia or­ga­nizm do te­go, by sam się uzdra­wiał, da­je mu im­puls do au­to­re­gu­la­cji. Po­le­ga na wy­ko­ny­wa­niu cha­rak­te­ry­stycz­nych, de­li­kat­nych, ale bar­dzo do­kład­nych ru­chów, zwa­ny­mi chwy­ta­mi.

Pierw­szy raz na­tknę­łam się na wzmian­kę o tech­ni­ce Bo­we­na, ro­dza­ju ma­nu­al­nej te­ra­pii cia­ła, i In­ter­ne­cie: jed­no z war­szaw­skich cen­trów me­dy­cy­ny na­tu­ral­nej re­kla­mo­wa­ło ją sło­wa­mi: „po­mo­że prak­tycz­nie na wszyst­ko”. Hm, z do­świad­cze­nia wiem, że jak na wszyst­ko, to nie po­ma­ga na nic, ale po­sta­no­wi­łam spró­bo­wać. Ostat­nio źle sy­pia­ła­m…

 

Pro­blem na ce­low­ni­ku

Uda­łam się do Be­aty Jań­czuk, spe­cja­li­zu­ją­cej się w tech­ni­ce Bo­we­na. Z uśmie­chem od­no­si się do ha­sła re­kla­mo­we­go. – Po­ma­ga pra­wie na wszyst­ko – pro­stu­je i za­czy­na wy­li­czać. Tech­ni­ka Bo­we­na jest do­sko­na­łym spo­so­bem na na­pię­cia wy­wo­ła­ne dłu­go­trwa­łym stre­sem (czę­sto ich już nie czu­je­my, bo na­sze cia­ło stop­nio­wo się usztyw­nia­ło, ale są i unie­moż­li­wia­ją po­wrót do rów­no­wa­gi), re­gu­lu­je ape­tyt i układ hor­mo­nal­ny, li­kwi­du­je mi­gre­ny. Spra­wia, że mie­siącz­ki prze­sta­ją wią­zać się z cier­pie­niem. Po­ma­ga na wszel­kie do­le­gli­wo­ści zwią­za­ne z prze­cią­żo­nym sie­dzą­cym apa­ra­tem mię­śnio­wym i ukła­dem kost­nym. Ze­spół je­li­ta nadw­raż­li­we­go le­czy wręcz spek­ta­ku­lar­nie. Po­ma­ga przy pro­ble­mach z wy­próż­nia­niem, świet­nie re­gu­lu­je pra­cę ukła­du po­kar­mo­we­go. Zno­si bez­sen­ność, zmniej­sza aler­gie, wspo­ma­ga le­cze­nie nie­płod­no­ści. „A nadwa­ga?” – chcę wie­dzieć. Jak więk­szość ko­biet, wciąż je­stem na ja­kieś die­cie… – Układ ner­wo­wy za­rzą­dza me­ta­bo­li­zmem. Pra­cu­jąc z nim, po­wo­du­je­my wy­ci­sze­nie ukła­du tra­wien­ne­go – uspo­ka­ja mnie te­ra­peut­ka.

Mó­wi, że moż­na oczy­wi­ście wy­ko­nać za­bieg ogól­nie wzmac­nia­ją­cy, o któ­rym pier­wot­nie my­śla­łam, ale le­piej ce­lo­wać w kon­kret­ny pro­blem. Wte­dy te­ra­pia jest sku­tecz­niej­sza. De­cy­du­ję się więc osta­tecz­nie na wal­kę z do­dat­ko­wy­mi ki­lo­gra­ma­mi…

Naj­pierw jed­nak mu­szę wy­peł­nić an­kie­tę i od­po­wie­dzieć na sze­reg py­tań do­ty­czą­cych mo­jej kon­dy­cji i prze­by­tych cho­rób.

Be­ata Jań­czuk uspo­ka­ja mnie, że na­wet je­śli pa­cjent za­po­mni o ja­kimś scho­rze­niu, te­ra­peu­ta wy­cią­gnie wła­sne wnio­ski: – Pa­trzę, jak czło­wiek stoi, cho­dzi, sia­da; czy gdzieś się prze­krzy­wia, w ja­ki spo­sób mó­wi. Wszyst­ko jest dla mnie źró­dłem in­for­ma­cji. Cza­sem kil­ka zdań wy­star­czy, by się zo­rien­to­wać, że ktoś ma w gar­dle wę­zeł, któ­ry tłu­mi je­go głos, zmie­nia ton. To się prze­kła­da na płyt­kie, szyb­kie od­de­chy i nie­tle­nie­nie ca­łe­go or­ga­ni­zmu al­bo na scho­rze­nia tar­czy­cy, któ­rą ta­kie za­ci­śnię­cie w oko­li­cy gar­dła tłam­si i za­du­sza. Pod­krą­żo­ne oczy mo­gą wska­zy­wać na nie­wy­dol­ne ner­ki. Ale mo­że to też być tyl­ko nie­prze­spa­na noc.

 

Pre­cy­zja przede wszyst­kim

Za­czy­na­my za­bieg. Pa­ni Be­ata uno­si ręcz­nik, któ­rym je­stem przy­kry­ta, od­sła­nia mo­je no­gi. Czu­ję, że zo­sta­łam zła­pa­na za oko­lic ko­stek, naj­pierw w jed­nej, po­tem dru­giej no­dze. Ch­wyt jest przy­jem­ny, ale zde­cy­do­wa­ny. Tr­wa se­kun­dę, pół­to­rej i dło­nie od­da­la­ją się. Te­raz czu­ję ko­lej­ny, tym ra­zem w oko­licy ko­lan – i jesz­cze je­den, po ze­wnętrz­nej stro­nie uda. I ręcz­nik wę­dru­je z po­wro­tem na miej­sce.

– Te­raz po­cze­ka­my chwi­lę, da­my or­ga­ni­zmo­wi czas na re­ak­cję – mó­wi te­ra­peut­ka i tłu­ma­czy: – Za­bieg po­le­ga na za­sto­so­wa­niu se­rii tzw. chwy­tów, w róż­nych se­kwen­cjach. Po­przez do­tyk do­star­cza­my cia­łu im­puls te­ra­peu­tycz­ny, któ­ry wę­dru­je do mó­zgu. Każ­dy chwyt mu­si być wy­ko­na­ny bar­dzo pre­cy­zyj­nie, w kon­kret­nym miej­scu, na­wet dło­nie mu­szą być uło­żo­ne w od­po­wied­ni spo­sób.

A je­śli bę­dzie ina­czej? Je­śli te­ra­peu­ta do­tknie cen­ty­metr da­lej, niż trze­ba? Wte­dy chwyt nie da efek­tu lub spo­wo­du­je in­ny niż po­żą­da­ny. Pre­cy­zja jest wa­run­kiem po­wo­dze­nia za­bie­gu. Z te­go po­wo­du pra­cu­ją­cy tech­ni­ką Bo­we­na są szcze­gó­ło­wo przy­go­to­wy­wa­ni (sam kurs ma kil­ka stop­ni, po­mię­dzy ko­lej­ny­mi trze­ba od­być spo­rą ilość prak­tyk, a koń­co­wy cer­ty­fi­kat wy­da­je In­sty­tut Bo­we­na w Au­stra­lii).

Czy­li ma­sa­żu nie bę­dzie? I za­bieg po­le­ga tyl­ko na kil­ku do­tknię­ciach?

– Ow­szem – po­twier­dza Be­ata Jań­czuk i, wi­dząc mo­je za­sko­cze­nie (a na­wet de­li­kat­ne roz­cza­ro­wa­nie), wy­ja­śnia. – Je­stem do ta­kich re­ak­cji przy­zwy­cza­jo­na, więk­szość mo­ich pa­cjen­tów jest „wy­cho­wa­na” na ma­sa­żach. Tech­ni­ka Bo­we­na bar­dzo się od ma­sa­żu róż­ni. Tu­taj nie cho­dzi o to, że­by do­tknąć pa­cjen­ta wszę­dzie – tyl­ko tam, gdzie trze­ba. Po­bu­dzić or­ga­nizm do sa­mo­na­pra­wy, sa­mo­re­ge­ne­ra­cji, po­wro­tu do wła­snej, na­tu­ral­nej har­mo­nii. To dzia­ła jak efekt do­mi­na: każ­dy chwyt da­je im­puls, któ­ry pły­nie da­lej, uru­cho­mia­jąc po dro­dze ko­lej­ne – przez cia­ło wę­dru­je la­wi­na in­for­ma­cji. Ale uwa­ga – chwy­tów nie mo­że być za du­żo! Bo choć do­tyk jest de­li­kat­ny, to im­puls wy­sy­ła­ny do sys­te­mu ner­wo­we­go po­tra­fi być bar­dzo sil­ny, a wy­od­ręb­nio­ny mo­że „wy­brz­mie­ć”, sku­tecz­niej zadzia­łać.

 

Z sza­cun­kiem dla krę­go­słu­pa

Te­ra­peut­ka znów podno­si ręcz­nik i do­ty­ka mnie w kil­ku miej­scach: wzdłuż krę­go­słu­pa, w oko­li­cy ło­pa­tek, nie­da­le­ko szyi. Przy­kry­wa mnie i wy­cho­dzi z po­ko­ju. Da­je mi czas, by wsłu­chać się w cia­ło, w je­go re­ak­cje. Pro­si też, by opo­wie­dzieć jej o wszyst­kich od­czu­ciach, na­wet naj­lżej­szych, jak mro­wie­nie w koń­czy­nach, po­czu­cie cięż­ko­ści, ja­kiś ból, któ­ry się gdzieś błą­ka, a na­wet… bur­cze­nie w brzu­chu! Mój wła­śnie bur­czy, a prze­cież nie­daw­no ja­dłam. Ale to po­dob­no jest zwią­za­ne z dzia­ła­niem sym­pa­tycz­ne­go ukła­du ner­wo­we­go. Czu­ję, jak roz­luź­nia­ją się mo­je ra­mio­na. My­śla­łam, że je­stem od­prę­żo­na, ale do­pie­ro te­raz za­czy­na­ją na­praw­dę swo­bod­nie opa­dać.

Gdy te­ra­peut­ka wra­ca, py­tam, czy je­śli ktoś ma czy­stą, zdro­wą pa­mięć ko­mór­ko­wą, to też po­trze­bu­je ta­kich za­bie­gów. – Jak naj­bar­dziej – mó­wi Be­ata Jań­czuk. – Na­szym cia­łom brak dziś sil­ne­go im­pul­su sa­mo­le­cze­nia. Tro­chę nie na­dą­ża­my za współ­cze­snym cza­sa­mi: tem­pem ży­cia, zmia­ną spo­so­bu od­ży­wia­nia, ilo­ścią che­mii wo­kół nas. Or­ga­nizm sta­ra się upo­rać ze skut­ka­mi po­stę­pu cy­wi­li­za­cyj­ne­go, a na­pra­wę kon­kret­nych na­rzą­dów od­kła­da na póź­niej. Trze­ba go do te­go pro­ce­su na­kło­nić. A kie­dy już to zro­bi­my, cia­ło sa­mo wy­bie­rze, gdzie za­cznie na­pra­wę. Z re­gu­ły za­czy­na tam, gdzie po­moc jest naj­bar­dziej po­trzeb­na.

Te­raz le­żę na brzu­chu. Te­ra­peut­ka pro­si o na­bra­nie po­wie­trza i pod­czas wy­de­chu uci­ska mnie po­ni­żej że­ber. Z pra­wej, z le­wej; z pra­wej, z le­wej. Prze­no­si dło­nie na ra­mio­na, śmiesz­nie ukła­da­jąc pal­ce, i wy­ko­nu­je ni­mi skom­pli­ko­wa­ny gest. Od­cze­ku­je pa­rę mi­nut. Te­raz lek­ko uno­si mo­ją gło­wę, uci­skając pal­ca­mi miej­sce u na­sa­dy czasz­ki. Bar­dzo to przy­jem­ne… Ale tr­wa tyl­ko przez chwi­lę, bo przy­cho­dzi po­ra na twarz – tu­taj cze­ka­ją mnie dwa ko­lej­ne chwy­ty. Znów chwi­la prze­rwy. Po­tem jesz­cze je­den chwyt i… ko­niec! Ale pa­ni Bar­ba­ra pro­si, że­bym od ra­zu nie wsta­wa­ła. Le­piej po­le­żeć chwi­lę, do­pie­ro po­tem po­wo­li, ostroż­nie i z mi­ło­ścią unieść cia­ło. Po­ka­zu­je, jak to zro­bić pra­wi­dło­wo, z sza­cun­kiem dla krę­go­słu­pa. O re­ty, ca­łe ży­cie źle wsta­wa­łam!

 

Że­gnaj, cze­ko­la­do

Kie­dy ko­lej­ny za­bieg? Za ty­dzień. Trze­ba dać or­ga­ni­zmo­wi czas na „prze­tra­wie­nie” im­pul­sów, któ­re do­stał. Ile bę­dzie wi­zyt? Te­go nie da się okre­ślić. Za­le­ży w ja­kim sta­nie jest or­ga­nizm, jak bę­dzie re­ago­wać. Je­śli ktoś jest ogól­nie zdro­wy, war­to wy­ko­nać za­bieg raz w mie­sią­cu – w ce­lu do­stro­je­nia or­ga­nizmu do pra­wi­dło­wych czę­sto­tli­wo­ści.

Be­ata Jań­czuk za­zna­cza: – W cią­gu ty­go­dnia mię­dzy za­bie­ga­mi pro­szę nie upra­wiać in­ten­syw­ne­go spor­tu, wska­za­ne są na­to­miast spa­ce­ry. Do­brze też uni­kać moc­nych uży­wek. I du­żo pić, ma­ły­mi ły­ka­mi – to po­ma­ga w de­tok­sy­ka­cji.

Po dwóch za­bie­gach mo­gę już śmia­ło po­wie­dzieć, że wi­dzę efek­ty. Jed­nym z nich jest mniej­szy ape­tyt: prze­sta­łam tak żar­łocz­nie rzu­cać się na cze­ko­la­dę. W ogó­le ja­koś mniej chce mi się sło­dy­czy. Dru­gi to lep­szy sen. Za­pa­dam się w po­dusz­kę i za­sy­piam jak ka­mień – a wcze­śniej róż­nie by­wa­ło. Środ­ki prze­ciw­bó­lo­we scho­wa­łam głę­bo­ko do szu­fla­dy – choć przez kil­ka dni po pierw­szym za­bie­gu po­bo­le­wa­ła mnie gło­wa. Ale to po­dob­no nor­mal­ne: or­ga­nizm się prze­stra­ja, więc mo­gą po­ja­wić się te­go ty­pu efek­ty ubocz­ne. Za­czę­ło mi też być nie­wy­god­nie w sta­rej, prze­krzy­wio­nej po­zy­cji przed kom­pu­te­rem. To do­bry znak: cia­ło sa­mo wy­mu­sza zmia­nę po­sta­wy. Zwy­czaj­nie nie po­zwa­la mi sie­dzieć w szko­dli­wej po­zy­cji. Cie­szę się, że mam z nim kon­takt.

 

Komórka pamięta

Tech­ni­ka Bo­we­na, po­dob­nie jak in­ne te­ra­pie po­le­ga­ją­ce na pra­cy z cia­łem, wy­ko­rzy­stu­je tzw. efekt po­wię­zio­wy, czy­li pa­mięć pier­wot­ne­go wzor­ca, zdro­wej ma­try­cy. Sta­nu, w któ­rym jest nie­mow­lę, jesz­cze czy­ste, nie znę­ka­ne cho­ro­ba­mi. Te­ra­peu­ta wy­sy­ła ukła­do­wi ner­wo­we­mu im­puls, któ­ry wy­mu­sza po­wrót do na­tu­ral­ne­go sta­nu, za­pi­sa­ne­go w tej ko­mór­ko­wej pa­mię­ci. Twór­ca tech­ni­ki – au­stra­lij­ski te­ra­peu­ta Tom Bo­wen – opra­co­wał ją na pod­sta­wie wie­lo­let­niej pra­cy z kon­tu­zjo­wa­ny­mi spor­tow­ca­mi. Jak na me­to­dę na­tu­ral­ną (któ­ra z re­gu­ły wy­ma­ga dłuż­szych te­ra­pii), zdro­wie­nie po za­bie­gach tech­ni­ką Bo­we­na na­stę­pu­je wy­jąt­ko­wo szyb­ko. Zda­rza się, że po 2-3 wi­zy­tach pa­cjen­ci za­uwa­ża­ją, że ich or­ga­nizm uwal­nia się od do­le­gli­wo­ści, któ­re mę­czy­ły ich la­ta­mi! Z do­świad­cze­nia Be­aty Jań­czuk wy­ni­ka, że 80 proc. przy­pad­ków te­ra­pii jest zwień­czo­nych suk­ce­sem. To wła­śnie dzię­ki swej sku­tecz­no­ści tech­ni­ka Bo­we­na do­tar­ła do Pol­ski. Od 40 lat sto­so­wa­na jest z po­wo­dze­niem w po­nad 25 kra­jach na świe­cie. Wi­zy­ta kosz­tu­je oko­ło 100 zło­tych.”

Jak zostać terapeutą?

Szkolenia z Techniki Bowena są realizowane cyklicznie na terenie całej Polski.

Zapraszamy do kontaktu!

CHCESZ SIĘ DOWIEDZIEĆ NA CZYM POLEGA TERAPIA?
ZNAJDŹ TERAPEUTĘ 
Gabinety na terenie całej Polski!

Lista terapeutów