M. Rojek, Magazyn Nieznany Świat 12.2011:
„W XX wieku australijski stolarz Tom Bowen stworzył unikatową, autorską terapię, która w delikatny, niemal bezbolesny sposób przywraca zdrowie. Relaksuje, poprawia zarówno stan kośćca, mięśni oraz narządów wewnętrznych, jak i łagodzi napięcia emocjonalne. (…)
Metodzie tej obce są rozwiązania siłowe, a terapeuta nie narzuca choremu nawet sugestii. Oddziaływanie polega na pobudzeniu naturalnego mechanizmu samo uzdrawiania drzemiącego w każdym organizmie. Technikę Bowena można więc stosować także w przypadku niemowląt, przyszłych matek i osób w podeszłym wieku.
Dziś podbija ona Europę, a zwłaszcza rozpowszechniła się w takich krajach jak: Wielka Brytania, Niemcy, Austria, Szwajcaria, Dania, Grecja, Rumunia, czy Serbia. Interesują się nią także Włosi i Hiszpanie. Dyplom Australijskiej Akademii Techniki Bowena, uprawniający do praktykowania tej terapii w Polsce, do tej pory (wrzesień 2011 r. – przyp. Red. NŚ) zdobyła tylko Hanna Opiła z Poznania.
Na szkolenie jeździła do Rumunii, zachęcona prze przyjaciółkę, która porzuciła swoją świetnie prosperującą firmę tekstylną, aby nieść pomoc cierpiącym. Widząc, jakie rezultaty osiągają terapeuci stosujący metodę Bowena, pani Hanna zajęła się propagowaniem tej formy uzdrawiania. Organizuje więc kursy, podczas których instruktor z Grecji, Theoklitos Tsallos przekazuje przyszłym adeptom wiedzę i doświadczenie, ona zaś tłumaczy jego wywody z języka greckiego.
Zaczęło się od astmy
Tom Bowen, syn emigrantów z Wielkiej Brytanii urodził się w australijskim stanie Wiktoria. W dzieciństwie marzył o tym, aby zostać lekarzem, jednak jego ojciec, stolarz z zawodu, skłonił syna do uprawiania swojego rzemiosła. Żona Toma, Jessie, chorowała na astmę. Często odwożono ją do szpitala, gdzie lekarze z trudem pokonywali ataki duszności. Tom, chcąc ulżyć żonie w cierpieniu, nauczył się wykonywania kilku ruchów, które łagodziły napady duszności. Z czasem małżonka coraz rzadziej miewała ataki, a potem odstawiła leki i zupełnie zapomniała o astmie.
Pracując jako stolarz w cementowni w Geelong, Bowen z zamiłowaniem uprawiał różne dyscypliny sportu, m.in. pływanie, kolarstwo i kręgle; był też trenerem dziecięcego klubu sportowego. Stykając się na co dzień z kontuzjami, zaczął szukać sposobu, aby je pokonać. Wkrótce wypracował skuteczną metodę niesienia pomocy zawodnikom w przypadku urazów i chorób somatycznych.
Za dnia Tom pracował w cementowni, wieczorami przyjmował chorych. A że działał skutecznie, chętnych do poddania się jego terapii wciąż przybywało.
Od początku lat sześćdziesiątych, dzięki wsparciu Rene Horwood, która użyczyła mu lokalu w swoim domu i podzieliła się doświadczeniem w prowadzeniu firmy, Tom Bowen poświęcił się wyłącznie działalności uzdrowicielskiej. Przyjmował chorych od 9 rano (z przerwą obiadową) do wieczora, a na wezwanie odwiedzał potrzebujących pomocy, zwłaszcza astmatyków, w ich domach, także nocami i w święta.
W każdą sobotę drzwi kliniki Toma były otwarte dla osób niepełnosprawnych leczonych nieodpłatnie. W tym dziele miłości wspierali go dwaj uczniowie: Kevin Rayan i Romney Smeeton.
Tom wykształcił tylko sześciu terapeutów. Jego chłopcy: to: Keith Davis, Nogel Love, Kevin Neave, Oswald Rentsch, Kevin Rayan i Romney Smeeton. Sam Bowen przyjmował 14 chorych w ciągu godziny. W najlepszych latach z jego pomocy korzystało 13 tysięcy osób rocznie.
Tak wielkie zainteresowanie terapią zwróciło uwagę władz stanu Wiktoria. W 1975 r. przebadano kilkanaście tysięcy klientów kliniki Toma Bowena. Wyniki były zaskakująco pozytywne: u 88 procent pacjentów odnotowano znaczną poprawę stanu zdrowia lub całkowite wyleczenie. Tylko 12 procent chorych nie odczuło żadnych skutków terapii. Nie znaleziono ani jednego przypadku, w którym doszło do pogorszenia stanu zdrowia. Podstawowa zasada medycyny: Primum non nocere (Po pierwsze nie szkodzić) została więc zachowana w stu procentach.
Dar od Boga
Każdy z chłopców chciał się dowiedzieć, w jaki sposób powstała technika uzdrawiania. Tom twierdził, że otrzymał dar od Boga, poparty umiejętnością wnikliwej obserwacji i intuicją. Ponieważ nie odebrał wykształcenia medycznego, nie znał zasad, na których opiera się medycyna chińska, i jakby niezależnie od niej odkrył punkty akupunkturowe, meridiany oraz tzw. punkty spustowe, zwane też łapaczami negatywnej energii.
Ruch Bowena to tzw. przetoczenie się palcami przez mięsień. Pacjent leży na kozetce, a jego zadaniem jest wypoczywać i skupić całą uwagę na sobie. Nie należy myśleć o sprawach postronnych, zajmować się problemami innych, stresować niewykonanymi terminowo obowiązkami. Wspomniany wcześniej Theoklitos Tsallos, grecko terapeuta, nauczyciel techniki Bowena z dziesięcioletnim stażem sugeruje, że osoby, które nie potrafią się skoncentrować na sobie i wybiegają myślami poza gabinet, skorzystają z dobrodziejstwa zabiegu tylko w niewielkim stopniu.
W czasie pierwszego zabiegu terapeuta stosuje trzy podstawowe procedury relaksacyjne: lędźwi, pleców i karku. Potem przychodzi czas na procedury ukierunkowane: tj. potrzebne choremu w jego specyficznych dolegliwościach. Pacjent – na polecenie – wykonuje wdech , natomiast podczas wydechu następuje przerolowanie przez mięsień. Jeszcze później terapeuta pozostawia pacjenta na kozetce na 2, 3, 5 lub 10 minut, a czasem nawet dłużej. W ciszy organizm chorego rozpoczyna proces samo uzdrawiania. Jeśli ruch wywołuje silne wrażenia, kontynuowanie procedury musi zostać przerwane. Organizm już otrzymał zadanie domowe.
Zazwyczaj sesja terapeutyczna trwa z przerwami około godziny, po czym następuje tygodniowa pauza, aby ciało i duch mogły podjąć wysiłek samouzdrawiania.
– Niestety, nie możemy z góry przewidzieć, ilu seansów potrzebuje chory, aby powrócić do zdrowia. Sesję trzeba dobrać do każdej osoby indywidualnie, w zależności od reakcji konkretnego organizmu. Najlepszym sprawdzianem skuteczności działania jest stan relaksu, o którym świadczą m.in. senność i głośna praca jelit – mówi Hanna Opiła.
Jak to działa?
Ruchy Bowena prawdopodobnie stymulują pracę receptorów czucia głębokiego, obwodowego układu nerwowego zwanych prioprioceptorami, które znajdują się w tkance łącznej, mięśniach, więzadłach i powięziach. Nocyceptor to ten rodzaj receptora, który rejestruje nieprzyjemne bodźce. Najwięcej nocyceptorów jest w powięzi (łac. fascia), cienkiej błonie otulającej tkanki, mięśnie, ich grupy oraz poszczególne włókna mięśniowe. To właśnie powieź nadaje mięśniom i organom optymalny kształt.
Kiedy dochodzi do urazu, nocyceptor wysyła informację do mózgu, a odpowiedź na bodziec następuje w postaci skurczenia się powięzi, jej usztywnienia i odwodnienia. Przykurcz ten utrzymuje się także wtedy, gdy doszło do wyleczenia urazu: np. zrośnięcia się złamanej kości. W efekcie nawet po zagojeniu się tego miejsca pacjent kuleje, bo jego mięśnie nie pracują tak jak przed wypadkiem.
Łagodne ruchy w terapii Bowena, wykonywane kciukami i palcami dłoni na tkankach łącznych i mięśniach, oddziałują na zniekształconą powięź. Jej delikatne drażnienie wywołuje wibracje przekazywane do mózgu w formie informacji. Centralny układ nerwowy (mózg) otrzymuje wiadomość o tym, że negatywny bodziec, który wywołał zmiany, przestał działać. Na zasadzie sprzężenia zwrotnego do powięzi dociera informacja nakazująca jej rozluźnienie. Miękną blizny, powięź rozluźnia się, a np. mięsień może wtedy wrócić do pierwotnej formy. Przerwy pomiędzy ruchami dają organizmowi czas, potrzebny na wprowadzenie zmian na lepsze, zainicjowanie i kontynuowanie procesu zdrowienia.
Terapia Bowena wpływa na autonomiczny układ nerwowy kontrolujący 80 procent funkcji organizmu. Przewlekły stres powoduje, że większość osó żyje w stanie napięcia powstającego wskutek nadmiernej stymulacji układu współczulnego (pobudzającego). Procesy zdrowienia następują po uruchomieniu układu przywspółczulnego (hamującego). W efekcie przestawienia na dominację układu przywspółczulnego pojawia się głębokie odprężenie, miły stan relaksu.
Co pani zrobiła mojej mamie?
Do Hanny Opiły zgłosiła się schorowana kobieta, u której zdiagnozowano: niedoczynność krążenia, nerwice, migrenowe bóle głowy, reumatyczne zapalenie stawów, fibromialgię i skrzywienie kręgosłupa. Już w progu gabinetu chora skarżyła się na migrenę, która dręczy ją nieprzerwanie od dwóch tygodni. Żadne środki – ani medycyny akademickiej, ani alternatywnej – nie przyniosły ulgi.
Po zabiegu klientka nie zatelefonowała, ale cztery dni potem na terapię przyszła jej córka cierpiąca na alergię. Dopiero pod koniec spotkania wyznała, że tak naprawdę nic jej nie dolega. – Chciałam zobaczyć, co pani zrobiła mojej matce, bo czuje się tak świetnie, jak nigdy dotąd – wyjaśniła. Dodajmy, że starsza pani kontynuowała terapię, w efekcie czego – po konsultacji z lekarzem – odstawiła 80 procent przyjmowanych wcześniej leków.
Od pierwszego dnia życia
Terapię Bowena można zastosować już od pierwszych chwil poczęcia. Cztery ruchy, wykonane na plecach noworodka, likwidują szok porodowy. Co ciekawsze, technika ta ma pozytywny wpływ na dzieci jeszcze nienarodzone. W Rumunii, gdzie australijska terapia cieszy się coraz większą popularnością, odnotowano klika przypadków zmiany położenia płodu. W jednym z nich kilka dni przed rozwiązaniem dziecko przekręciło się w łonie matki przyjmując typową pozycję. Poród mógł więc odbyć się siłami natury, cesarskie cięcie nie było już konieczne.
Koleżanka pani Hani pomogła przyszłej matce cierpiącej na atak kamicy berkowej, czemu towarzyszył silny stan zapalny z wysoką gorączką. Lekarze sugerowali operację, ciąża była zagrożona. Na szczęście po trzech zabiegach kamienie nerkowe rozkruszyły się i wypłynęły, a dziecko urodziło się zdrowe.
Łagodne procedury Bowena sprawdzają się m.in. u dzieci z porażeniem mózgowym, choć na skutki trzeba czekać nawet kilka miesięcy. Jak w przypadku całkowicie bezwładnej dwuletniej dziewczynki: mała nie potrafiła nawet siedzieć. Leżała i wodziła oczyma za matką. Po ośmiu miesiącach zabiegów dziecko potrafiło usiąść i utrzymać tę pozycję ciała, chwytało i odkładało zabawki, gaworzyło, śmiało się.
Czasem Bowen pomaga natychmiast. Tak było z siedmioletnim chłopcem cierpiącym na cieśniowe zapalenie krtani. Już po jednym zabiegu suchy, szczekający kaszel zamienił się w kaszel mokry. Sterydy i leki wziewne okazały się niepotrzebne, obeszło się bez stresującej wizyty w szpitalu.
Odczucia i obserwacje
W technice Bowena trzeba bacznie obserwować pacjenta. Samo wypytywanie go o odczucia nie zawsze bowiem daje obiektywny obraz tego, co dzieje się w organizmie. Theo ostrzega, że są osoby, które nie czują swojego ciała, są przekonane, że nie odbierają żadnych wrażeń. Jednak terapeuta dostrzega zmiany: np. zaczerwienie twarzy i przyspieszenie oddechu.
Inni pacjenci, choć obserwują u siebie skutki oddziaływania ruchów Bowena, wolą o tym nie mówić. W nadziei na szybszą poprawę zdrowia chcą przejść jak najwięcej procedur. Nie rozumieją, że muszą dać sobie czas na powrót do równowagi. Wreszcie trzecia kategoria to osoby wrażliwe, które odbierają wrażenia i potrafią o nich opowiadać. Najczęściej odczuwają ciepło, mrowienie, ból, senność itp.
Theoklitos Tsallos wyjaśnia, że ruchów Bowena nie można nauczyć się na własną rękę. W roku 1982, już po śmierci Toma okazało się, że nie istnieje podręcznik tej techniki. Bowen nie przygotował materiałów edukacyjnych, gdyż nie przywiązywał wagi do tworzenia dokumentacji. Dopiero cztery lata później chłopiec Toma, Oswald Rentsch wraz z żoną Elaine rozpoczęli nauczanie techniki Bowena na całym świecie.
Uczniem Oswalda Rentscha został Andrew Zoppos, Cypryjczyk, lekkoatleta i piłkarz, który wyemigrował do Australii. W 1983 r. w wypadku doznał poważnego urazu kręgosłupa szyjnego. Przez 5 lat chodził w kołnierzu ortopedycznym, a uporczywe migreny uniemożliwiały mu spokojny sen. Ortopeda uważał, że jedynym wyjściem będzie operacja.
Andrew Zoppos szukał metod alternatywnych, ale nie przynosiły one spodziewanego rezultatu. Kiedy usłyszał o technice Bowena, bez wahania poddał się zabiegowi, zwłaszcza, że terapeuta obiecał mu, iż przeprogramuje ponownie ciało tak, aby uleczyło się samo.
Po pierwszym seansie czuł się dziwnie, ale zauważył znaczną poprawę, a po czterech wizytach wyrzucił kołnierz ortopedyczny. Następnie Andrew Zoppos zapisał się na szkolenie, po czym sam zaczął przyjmować w klinice stosującej Bowtech. Obecnie pracuje jako międzynarodowy starszy instruktor Akademii Terapii Bowena, szkoląc przyszłych terapeutów a Australii, Grecji, Rumunii, Gruzji, Bułgarii, Niemczech, na Cyprze i Filipinach. Theo Tsallos, instruktor polskich adeptów, jest uczniem Zopposa.
Warto zaznaczyć, że Akademia Terapii Bowena w Australii czuwa nad systemem edukacji i go kontroluje, a sama technika Toma Bowena została objęta patronatem rządu tego kraju.
Adepci kursu muszą poznać podstawy anatomii, ergo zaopatrzyć się wcześniej w dobry atlas anatomiczny. Otrzymują też podręcznik z opisami wszystkich procedur i ruchów. Początkujący terapeuci – w przerwach na relaks pacjenta – powinni do niego zaglądać, aby nie pominąć żadnego szczegółu procedury. Jednak, co z mocą podkreśla instruktor, o sukcesie decydują umiejętności praktyczne, które adepci zdobywają na kursie.
Technika Bowena jest w zasadzie dość prosta, istnieje więc pokusa wprowadzania do niej modyfikacji i autorskich rozwiązań, o które mogliby się pokusić kreatywni terapeuci. Australijska akademia pilnuje jednak, by przekaz wiedzy i umiejętności praktycznych Toma Bowena następował w oryginalnej, niezmienionej postaci.
Procedura miednicy
Wraz z uczestnikami kursu Techniki Bowena przyglądam się nauczaniu procedury miednicy. Wykonuje się ją u osób cierpiących na bóle krzyża i dolnej partii pleców. Należy do procedur limfatycznych o silnym oddziaływaniu, stosuje się ją w przypadku asymetrycznej postawy ciała, w skrzywieniach bocznych miednicy, przy nierównej długości nóg, w bólach lędźwi i kolan, osłabieniu krążenia obwodowego, żylakach i w innych dolegliwościach. Instruktor pokazuje, jak szukać przyczepu odpowiedniego mięśnia, w jaki sposób precyzyjnie wybrać miejsce wykonania ruchu i jak prawidłowo wykonać sam ruch. W czasie zajęć odbywających się pod okiem mistrza każdy z uczestników trenuje ruchy Bowena na swoim partnerze.
Na naukę techniki Bowena trzeba poświęcić rok. Co trzy miesiące odbywa się czterodniowe szkolenie. (…) Przez trzy miesiące, jakie dzielą poszczególne szkolenia, uczniowie mogą i powinni wykonywać zabiegi, rozpoczynając od członków rodziny i znajomych. 70 proc. Ruchów Bowena można przećwiczyć na sobie, ale lepiej praktykować na innych. Bo po prostu, aplikując terapię samemu sobie, trudno się zrelaksować, co jest warunkiem jej skuteczności. (…)
Dla kogo technika Bowena?
(…) z dobrodziejstw techniki Bowena korzystały osoby po urazach, cierpiące na zwyrodnienia czy skrzywienia kręgosłupa, rwę kulszową, zapalenia stawu barkowego itp. Jednak metodą tą można też pomagać chorym na stwardnienie rozsiane, udary i porażenia mózgu, bezpłodność, astmę, katar sienny i inne schorzenia alergiczne, zapalenia oskrzeli, problemy z nerkami, moczenie nocne. Leczeniu poddają się też zaburzenia emocjonalne, stres, chroniczne zmęczenie.
W gruncie rzeczy terapia, o jakie mowa, to przykład holistycznego oddziaływania na organizm. Jedna z hipotez tłumaczy skuteczność jej działania stymulowaniem głębokich mechanizmów porządkujących, aktywnych w stadium embrionalnym organizmu, a ukrytych w budującym go kolagenie. Dotarcie do tych mechanizmów poprzez drażnienie powięzi umożliwia zmianę wadliwego programu i powrót do zdrowia.
Technika Bowena jest uważana za jedno z najważniejszych odkryć XX wieku. Mogą się jej nauczyć zarówno pracownicy służby zdrowia i naturoterapeuci, jak i osoby niezwiązane profesjonalnie z medycyną akademicką czy alternatywną. (…)”